Polski system edukacji – wczoraj i dziś

Każdy chyba uczeń narzeka na szkołę i chyba każdy choć raz był na wagarach. Polska szkoła kształci i wychowuje, ale czy system edukacji jest wydolny? Jak kiedyś wyglądała nauka i co się zmieniło na przestrzeni wieków.

W powszechnej świadomości jest przekonanie, że w „ciemnym” średniowieczu pisać umieli tylko najbogatsi, a edukacja dzieci sprowadzała się do nauki zawodu. Nic bardziej mylnego. Cała Europa usiana była klasztorami i wiejskimi parafiami, które pełniły rolę szkół. Przeważająca większość dzieci, nawet tych wiejskich i z biednych rodzin, uczęszczała do szkółki niedzielnej. Tam dzieci uczyły się na pamięć psalmów i modlitw. Gdy opanowały materiał ksiądz pokazywał im wersję pisaną nauczonych tekstów. Różnica była taka, że dzieci uczyły się wyglądu całych wyrazów, a nie poszczególnych liter. Mało pojętni uczniowie na tym kończyli swoją edukację. Pozostali pogłębiali wiedzę rozkładając wyrazy na litery. Najzdolniejsi umieli także pisać.

W renesansie i baroku edukacja mas zeszła na dalszy plan i faktycznie stać na nią było jedynie szlachtę. Często zatrudniano prywatnych korepetytorów i guwernantki, a potem uzupełniano wykształcenie o gimnazjum lub studia. Sytuacja zaczęła się zmieniać w XIX wieku w Europie Zachodniej, gdzie powstały pierwsze nurty pedagogiczne. Zaczęto dostrzegać pozytywne aspekty kształcenia powszechnego i wprowadzać szkoły dla wszystkich.

Sytuacja rozwijała się pomyślnie aż do pierwszej połowy XX wieku. Dwie wojny światowe zebrały ogromne żniwo, uderzając w dużym stopniu w inteligencję. Wskaźniki analfabetyzacji po 1945 roku były najwyższe od dekad. Problem rozwiązano dość szybko. Obecnie każde dziecko musi skończyć szkołę podstawową (starsze roczniki także gimnazjum) lub ukończyć odpowiedni wiek. Edukacja jest w Polsce darmowa i obowiązkowa. Pytanie tylko czy doceniamy jej znaczenie i wartość.

Podstawówkę kończy każdy. Dalej drogi się rozchodzą, bo można wybrać kształcenie ogólne w liceum albo jakiś zawód w różnego rodzaju szkołach zawodowych lub profilowanych. Większość kończy szkołę średnią, choć nie każdy zdaje maturę – w 2017 roku nie zaliczyło egzaminu dojrzałości aż 20% absolwentów! Pozostali bardzo często idą na studia, które z mniejszymi lub większymi sukcesami duży odsetek kończy, w razie problemów przenosząc się na uczelnie prywatne.

A potem świeżo upieczony magister, licencjat lub inżynier zderza się z rzeczywistością, czyli rynkiem pracy. Jeśli wcześniej nie przemyślał swojej ścieżki kariery, okazuje się, że cała zdobyta wiedza jest zbędna i niepotrzebna, a nawet piątkowy uczeń zostaje bez kwalifikacji. W lepszej sytuacji są osoby, które wybrały szkoły zawodowe lub uczelnie techniczne. One zwykle dokształcają się we własnym zakresie, zdobywają po godzinach doświadczenia i umiejętności.

Z tego wynika, że polska szkoła uczy encyklopedycznej wiedzy ogólnej, w sposób nieciekawy i schematyczny, a absolwenci są nieprzystosowani do rynku pracy i do samodzielnego życia. Ilość godzin spędzanych w murach placówek i ilość zadawanych zadań do domu pozbawia młodego człowieka czasu na prawdziwą naukę. Jedynym sposobem na brak marnotrawienia czasu jest przejście na system edukacji domowej, dostępny w Polsce od lat pięćdziesiątych. Jest to rozwiązanie problematyczne – młodsze dzieci powinny pozostawać pod opieką osoby dorosłej, a nie każdą rodzinę stać na to, aby jeden z rodziców pozostał w domu rezygnując z pracy zawodowej. W lepszej sytuacji są gimnazjaliści i licealiści. Takie rozwiązanie ma wiele plusów i nawiązuje do dawnych tradycji szlacheckich i guwernerów. Z głównych zalet można wymienić: umiejętności organizacji czasu i ustalania priorytetów, radzenia sobie ze stresem, samodzielności, wystąpień publicznych, poszukiwania i analizowania informacji, prezentacji informacji, automotywacji. W przedmiotach, w których uczeń jest słabszy, może poszukać pomocy u kolegów lub korepetytorów. Uczniowie wychodzący po systemie edukacji domowej są zwykle lepszymi pracownikami i bardziej świadomymi ludźmi.

To, że polska edukacja ma pewne wady nie usprawiedliwia dzieci i młodzieży od niedoceniania jej. Bez takiej placówki najmłodsi nie mieliby opieki w ciągu dnia, inaczej wyglądałyby kontakty towarzyskie. Ponadto szkoła daje minimum wiedzy i obycia społecznego, aby prezentować sobą pewien poziom kultury osobistej. Pomimo zjawiska analfabetyzmu wtórnego lub funkcjonalnego każdy ma jakieś pojęcie o otaczającym go świecie i jego historii. Pytanie do jakiego poziomu szkoła powinna być powszechna, a od jakiego ma kształcić specjalistów. W obecnych czasach prawie wszyscy kończą studia, a specjalizację zdobywają we własnym zakresie jedynie chętni. W Stanach Zjednoczonych proporcja jest inna – wszyscy kończą szkołę podstawową, większość kończy średnią, ale na studia wybierają się tylko najzdolniejsi. A w polskich warunkach przy ogłoszeniach na najprostsze stanowiska jest wymagane wykształcenie wyższe.

Polski system edukacji nie jest idealny, ale jest darmowy i powszechny. Docenić powinni go wszyscy uczniowie. Jednocześnie poziom kształcenia powinien się stale podnosić, a program nauczania uwzględniać nie tylko wiedzę encyklopedyczną, ale przede wszystkim umiejętności niezbędne w późniejszym życiu zawodowym. Aby po uzyskaniu dyplomu absolwent był gotowy rozpocząć drogę kariery bez konieczności nadrabiania kilkunastoletnich zaległości. W końcu w szkolnej ławie spędzamy od ośmiu-dziewięciu do nawet siedemnastu lat naszego życia, okresu w którym mózg ma największe zdolności adaptacyjne, jesteśmy w stanie przyjąć najwięcej informacji.